Nie mów mi, że źle przewożę dziecko w foteliku! Dlaczego odrzucamy porady innych ludzi?
fot. pixabay.com
Czy zdarzyło Ci się kiedykolwiek zwrócić uwagę komuś, kto źle przewozi dziecko w foteliku samochodowym? Z dyskusji na fanpage’u fotelik.info wynika, że wiele osób próbuje to robić, ale spotyka się z odrzuceniem, lekceważeniem, a nawet wrogością, więc rezygnuje. Jak umiejętnie zwracać uwagę i bronić spraw dla nas ważnych, w tym bezpieczeństwa dzieci w samochodzie? Rozmowa z psychologiem Emilią Kaczmarczyk.
Emilia Kaczmarczyk – absolwentka Uniwersytetu Humanistycznospołeczno SWPS w Poznaniu na kierunku psychologia o specjalności klinicznej, sądowej i transportu i psychoterapeuta, obecnie w trakcie szkolenia w kierunku uzyskania certyfikatu psychoterapeuty poznawczo-behawioralnego Polskiego Towarzystwa Terapii Poznawczo- Behawioralnej (PTTPB). Członek Polskiego Towarzystwa Terapii Poznawczej i Behawioralnej. Pracuje z osobami dorosłymi.
Redakcja fotelik.info: Wielu czytelników fotelik.info ma w swoim otoczeniu osoby, które (często nieświadomie) popełniają rażące błędy w przewożeniu swoich dzieci w fotelikach samochodowych. Ktoś wie, czym to grozi, więc zwraca rodzicom dziecka uwagę. Ale kiedy słyszy w odpowiedzi: “To nie twoja sprawa”, wycofuje się. Dlaczego?
Emilia Kaczmarczyk: Osoby, które wyraziły swoje poglądy, ale spotkały się z odrzuceniem, niezrozumieniem i pogorszeniem stosunków (nawet jeśli chciały pomóc), nie będą ryzykować w przyszłości. Dlatego niechęć do podejmowania trudnych tematów będzie tutaj wyuczonym mechanizmem obronnym w celu minimalizacji potencjalnego zagrożenia, na zasadzie: nie odzywam się = nie pokłócę się.
Nie zaryzykujemy, nawet jeśli wiemy, że stawka toczy się o zdrowie lub życie dziecka?
To zdecydowanie kwestia sumienia, aczkolwiek myślę, że większość z nas jednak zaryzykuje – w końcu mówimy o życiu i śmierci dziecka. Być może wyjdziemy z założenia, że lepiej, aby ktoś się na nas obraził, ale dostosował do tego, co powiedzieliśmy, niż aby wydarzyła się tragedia, której można było uniknąć. Przynajmniej w to chciałabym wierzyć. Jednak z pewnością znajdą się i takie osoby, które zbagatelizują temat i się do niego nie odniosą.
A komu łatwiej zwrócić uwagę: osobie bliskiej czy obcej?
Nie ma takiej ogólnej reguły. Uważam, że to zależy od człowieka, a dokładnie od jego doświadczenia i reakcji zarówno osoby bliskiej, jak i obcej, po zwróceniu im uwagi. Ale odwracając sytuację: łatwiej nam przyjąć krytykę od osoby obcej, ponieważ potrafimy się od tego bardziej zdystansować.
Zdystansowanie… Czy to nie ono jest powodem wycofania się z obrony spraw dla mnie ważnych – w tym przypadku bezpieczeństwa dzieci, kobiet w ciąży czy ogólnie użytkowników pojazdu?
Zdystansowanie ogólnie jest bardzo mocnym słowem, nierzadko też wiąże się z postawą pozbawioną bez emocji. Dla niektórych ludzi głównym powodem może być zdystansowanie, dla innych przekonanie, że złe doświadczenie, np. wypadek samochodowy, nie może spotkać ani jego, ani bliskich mu osób. I to też jest mechanizm obronny.
Wycofywanie się z obrony spraw dla mnie ważnych – jakie to ma dla nas konsekwencje?
Żeby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba dowiedzieć się, dlaczego się wycofujemy. Głównym powodem jest to, że nie chcemy być nieuprzejmi. Lubimy czuć się pomocni i zgodni, a duży wpływ na postawę szkodliwej „uprzejmości” i nawyku uległej komunikacji ma wychowanie w duchu: „Masz się słuchać”. W przyszłości prowadzi to wielu komplikacji, w tym problemów z obroną ważnych dla nas spraw. Niektórzy przeżywają ogromny stres na samą myśl o dyskusji lub potencjalnej kłótni, a nierzadko mają także niskie poczucie własnej wartości. Wolą się wycofać, bo według ich kalkulacji wiecej szkod przyniosłoby odezwanie się. Finalnie konsekwencje dla takich osób są ogromne. Przecież w ten sposób lekceważą one siebie i swoje potrzeby.
Dlatego warto uczyć się asertywności – aby w sposób otwarty i pełen szacunku do drugiego człowieka móc przekazać swoje myśli i uczucia. Dzięki temu pozbędziemy się poczucia winy i złości w stosunku do siebie lub innych. To naprawdę wyzwalające. Myślę, że ludzie, którzy nie są asertywni, kierują się strategią unikania. Zgodnie z nią będą zgadzali się na wszystko, nawet na to, co nie jest dobre dla nich i ich interesów. Będą powstrzymywali się od wygłaszania swojego zdania na dany temat oraz będą unikali sądów. Automatycznie będą także unikali potencjalnych lub rzeczywistych konfliktów, będą przepraszali w sytuacjach, gdy będą atakowani lub zawładnie nimi niepewność – a to wszystko dlatego, że pozytywne relacje z „silniejszym” są dla nich ważniejsze niż odmowa lub uzewnętrznienie.
Wspomniała Pani o niskim poczuciu własnej wartości. Czy to ono sprawia, że ciągle chcemy sobie i innym coś udowodnić lub przekonać kogoś do swojej racji? Przykład: Wiem, że przewożę swoje dziecko nieprawidłowo, ale nie będziesz mi mówić, że robię źle, a w ogóle to na pewno dziecku nic się nie stanie.
Trzymanie się swojej racji za wszelką cenę wlicza się także w pułapkę naszego ego. “Jak to, ja nie mam racji?” Jednak odpowiedzi na zadane pytanie jest wiele. Warto zacząć od tego, że nasz mózg nie lubi niepewności i jest to dla niego wyjątkowo nieprzyjemny stan. Jest to wynik działania ciał migdałowatych, które uaktywniają się podczas odczuwania „nieprzyjemnych emocji”, np. w sytuacji dylematu. Dołóżmy do tego mniejszą aktywność prążkowia brzusznego – czyli naszego ośrodka nagrody, który aż „płonie”, kiedy czekamy na jakieś miłe wieści, wydarzenia albo właśnie wtedy, gdy inni ludzie się z nami zgadzają. Można też pomyśleć głębiej i cofnąć się do czasów naszych najstarszych przodków. Łatwo odgadnąć, że nie mieli oni czasu na wątpliwości w sytuacji zagrożenia. Decyzja: walczę czy uciekam, była podejmowana przez nich natychmiast. Ten instynkt pozostał, choć minęło tak wiele lat.
Widzimy, że ktoś naraża swoje dziecko na niebezpieczeństwo, zwracamy uwagę, nie udaje się, więc zaczynamy narzekać: że ludzie źle robią, że nie słuchają… Dlaczego narzekamy? I czy narzekanie to typowa polska przypadłość?
Emilia Kaczmarczyk: Aby odpowiedzieć na to pytanie, warto uprzednio zastanowić się, jaką właściwie funkcję spełnia narzekanie: czy jest to narzekanie wzmagające ulgę czy raczej potęgujące poziom stresu? Ludzie narzekają, ponieważ w ten sposób komunikują się ze sobą. Narzekanie daje też upust przykrym emocjom, podtrzymuje więzi, jest rodzajem ekspresji naszych stanów emocjonalnych, choćby smutku, złości albo lęku. Warto jednak pamiętać, że długotrwałe narzekanie prowadzi do bezsilności, a czasem też utraty więzi z osobą, która dotychczas była naszym powiernikiem.
Wracając do pytania – my Polacy narzekamy dużo, czego dowodzą nawet badania naszego autostereotypu: Autoportret Polaków i postrzegany dystans kulturowy wobec sąsiadów, CBOS, 2015 rok. Ale jestesmy w tym bardzo autentyczni – najprawdopodobniej jest to kwestia naszej obyczajowości. Często mówimy o wielu sprawach wprost. Z doświadczenia wiem, że np. dla Amerykanów, z którymi zdarza mi się pracować, opowiadanie o, dajmy na to, gorszym dniu jest niemałym szokiem, ponieważ w większości mają oni kompletnie inną mentalność i często na pytanie, jak się dziś czują, odpowiadają: Fine. Polak może wydawać się pochmurnym pesymistą, ale poza tym wyróżnia nas wiele innych pozytywnych cech.
fot. Pixabay.com
A dlaczego wzbraniamy się przed konstruktywną krytyką?
Łatwiej jest chwalić, niż krytykować. Samo słowo “krytyka” budzi w nas negatywne odczucia. Ludzie z natury jej unikają, ponieważ często odbierają ją jako zarzut. Wydaje się to zresztą zrozumiałe, ponieważ niekiedy rzeczywiście tak właśnie bywa. Warto nauczyć się nie tylko rozróżniać krytykę negatywną od konstruktywnej, ale i umiejętnie napominać.
Unikamy również krytykowania, zdając sobie sprawę, że osoba, którą krytykujemy, może mieć potem do nas pewne zastrzeżenia, wypomnieć nam coś, zmienić do nas stosunek lub zacząć odczuwać przykre emocje w stosunku do naszej osoby. To samo dotyczy nas, kiedy to my jesteśmy odbiorcami konstruktywnej krytyki. Co więcej, nasze doświadczenie zetknięcia się z krytyką, która w przeszłości mogła być dla nas bolesna, sprawia, że nie chcemy robić przykrości drugiej osobie i sami nie chcemy być ponownie skrytykowani.
Może lepiej w ogóle nie używać pojęcia “krytyka”, tylko zamiast tego “informacja zwrotna”? Oczywiście ta informacja zwrotna powinna zostać ubrana w odpowiednie słowa i wypowiedziana odpowiednim tonem, co pomoże właściwie odczytać nasze zamiary wobec osób, którą tym feedbackiem obdarowujemy.
Jak więc umiejętnie zwracać uwagę?
Przede wszystkim wybrać odpowiednie miejsce i czas. Konieczne jest zbudowanie atmosfery zaufania. Nie zwracamy uwagi przy innych, gdyż ludzie często czują się urażeni lub ośmieszeni w obecności innych, a przecież nie o to chodzi. Warto poinformować osobę, do której się zwracamy z trudną, drażliwą sprawą, o naszych intencjach, np.: “Mówię ci to, ponieważ martwię się, obawiam lub chcę ci pomóc”. Taki przekaz sprzyja dobrej komunikacji interpersonalnej i minimalizuje potencjalne ryzyko kłótni, niezrozumienia, odrzucenia i przykrych odczuć.
Swoją opinię wyrażamy w sposób jak najmniej negatywny, unikamy wyrażeń generalizujących typu: “TY nigdy…”, “TY zawsze…”, “TY wszystko robisz źle”. Zamiast tego staramy się odnosić do konkretnej sytuacji – nie mówimy o osobie, tylko o zachowaniach i czynnościach. Niektórzy po nieumiejętnie przekazanej im krytyce uważają, że do niczego się nie nadają – dlatego warto pilnować tego, co i jak mówimy. Opanowanie i szacunek są zawsze w cenie, jeśli chcemy, by coś zostało zmienione i poprawione – nie unosimy się.
Warto też pamiętać, że ludzie nie chcą rozmawiać z agresorami, ponieważ strach nie motywuje. Jak wspomniałam, ważny jest ton. Właściwie nawet najmilsze zdanie powiedziane nieodpowiednim tonem potrafi przekreślić znaczenie całej wypowiedzi. Dobra komunikacja opiera się również na znalezieniu pozytywów. Wyszukanie i wskazanie rzeczy, które taka osoba robi dobrze, sprawi, że nie wyjdziemy na czepiającego się krytykanta, ale na życzliwą i pomocną osobę.
Dziękuję za rozmowę.